Bankuk
właśnie zbliżał się powolnym krokiem, w stronę bram piekła,
ale tym razem, wcale nie zamierzał zaszyć się w swojej kryjówce,
by planować jak uprzykrzyć życie ludziom na ziemi. Mijając
kolumny z żywego ognia i przedzierając się, przez rzekę
grzesznych dusz, Bankuk rozmyślał ponownie, nad swoim jakże
niesprawiedliwym losem. Był to pomniejszy demon, którego zadaniem
było sprawianie ludziom bólu, na tle psychicznym. Mimo wszystko,
demon nie czuł się ani trochę spełniony w tej roli. Nie dane mu
było zasiadać w Wielkiej Siódemce głównych demonów: Lucyfera,
Szatana, Lewiatana, Belzebuba, Belfegor, Mamona i Asmodeusza. Ale
dlaczego? Fakt, wszystkie demony z wielkiej siódemki były
ucieleśnieniem ludzkiego bólu, ale to chyba nie znaczyło, że
kiedy ktoś pojawiał się w ludzkich snach, wpuszczał w rozruch
różne nieprzyjemne sytuacje i ogólnie robił wszystko, by pokazać,
że należy mu się odrobina uwagi, był zerem... Poza tym, Bankuk
już od dawna starał się rozmawiać ze wszystkimi z Wielkiej
Siódemki po kolei i po ich ostatnich, niespełnionych obietnicach,
miał już tego wszystkiego szczerze dość. Fakt, demony nie
dotrzymywały obietnic, ale z drugiej strony każdy gatunek, czy na
ziemi, czy w piekle, odczuwał pewien szacunek do przedstawicieli
swojej rasy. A przynajmniej tak być powinno.
Tak
więc w tym momencie, pełen złości Bankuk, ruszał szybkim
krokiem, przez krainy Piekieł. Jego niewielkie rogi, były rozgrzane
do czerwoności, a pazury wbijały się tak głęboko w coś, co
można nazwać dłońmi, że gdyby posiadał krew, zapewne polałaby
się z nich strumieniem. Demon stawił się przed ogromną bramę,
której wzory powleczone były ogniem. Drzwi nie posiadały klamek,
czy też gałek, otwierały się na żądanie jednego z Wielkiej
Siódemki. Bankuk załomotał ciężką ręką w bramę, po czym
drzwi z przeraźliwym skrzypieniem otworzyły się. Po chwili dał
się słyszeć tubalny głos, wzywający demona do środka
pomieszczenia, o ile miejsce za bramą, można było nazwać
pomieszczeniem. Wszystkie siedem demonów siedziało na ogromnych
podwyższeniach, z czarnych kamieni, przypominających węgiel, które
ułożone były w półokrąg, natomiast ich pan, Lucyfer, siedział
naprzeciwko teraz otworzonej bramy. W pomieszczeniu dało się wyczuć
ciężkie powietrze, oraz uderzający w nozdrza, mocny zapach siarki.
Gdyby wszedł tam jakiś człowiek, najprawdopodobniej od razu
doznałby omdlenia.
-
Czego znowu chcesz, Bankuk? - odezwał się donośnie Lucyfer,
usadowiony na kamiennym tronie, tuż po tym gdy demon wkroczył do
ognistej jamy.
-
Czego ja chcę? - zapytał się demon cierpienia ludzkiego, starając
się robić wszystko co w jego mocy, aby nie poniosły go emocje. -
Chcę dokładnie tego, o co domagam się już od kilku długich
miesięcy. Tego, o co proszę tak samo ciebie Lucyferze, jak i
każdego innego demona z Wielkiej Siódemki.
W tym
momencie całą jaskinie wypełnił tubalny śmiech Belzebuba i
Szatana. Ten drugi odezwał się po chwili, niezwykle jadowitym
głosem.
- Czy
sądziłeś, że po tych twoich żałosnych wybrykach damy ci dojście
do Wielkiej Siódemki?
-
Żałosnych wybrykach?! - wrzasnął demon, a strzęp szaty wokół
jego biodra zapłonął. - Robiłem dokładnie to, co mi kazaliście!
Nawet przygarnąłem tego człowieka, a teraz mnie zbywacie...?!
-
DOŚĆ! – ryknął Lucyfer.
- Nie
tylko tobie łeb od tego pęka... - zwrócił się do niego Mamon,
natomiast Asmodeusz pokiwał potwierdzająco czarną głową.
-
Czego konkretnie chcesz? - odezwał się nagle Belfegor. - Bo jeżeli
masz zamiar powiększyć nasz krąg, to powinieneś się wykazać
czymś więcej niż tylko żałosnym słuchaniem rozkazów.
- To
znaczy... - zaczął nagle zniecierpliwiony Bankuk, mając nadzieję,
na zadanie pytania
- Czy
wy to widzicie? - zaśmiał się szyderczo Szatan, z głową opartą
o jedno z wielkich łapsk. - Ledwo co dowiedział się o tym, że
musi pokazać się z kreatywnej strony, a już chce, żebyśmy dali
mu wskazówki!
Lucyfer
spojrzał zniecierpliwiony na Bankuka, po czym zrobił to samo,
odwracając się stronę Szatana. Wyprostował się na swym tronie,
po czym nakazał ręką, aby mały demon przed nim, opuścił
jaskinię. Diabeł cierpienia ludzkiego rzucił ostatni raz wzrokiem,
na wielkiego pana Wielkiej Siódemki, po czym skierował się szybko
w stronę bramy, która automatycznie otworzyła się przed nim. Gdy
natomiast została zamknięta, oparł się o nią, czekając, aż
złość choć trochę straci na sile. Nie chciał roznieść na
kawałki Jamesa, gdyby wrócił do swojej siedziby. Nie lubił
dawnych ludzi, ale z drugiej strony ten był wyjątkowo przydatny,
jako początkujący sługa demona.
Gdy
Bankuk szykował się do odejścia, usłyszał strzępek rozmowy,
przez niewielką szparę w drzwiach, pozostałą po mocnym ich
zatrzaśnięciu.
-
...nie jesteśmy od szukania nowych demonów...
-
Możliwe, mimo wszystko chyba nie tylko ja zauważyłem, że
samobójstwa ludzki, ostatnio bardzo zmalały...
-
...Może to być zaledwie równoznaczne z tym, że Bankuk źle
wykonuje swoją pracę...
W tym
momencie demon cierpienia ludzkiego ponownie ścisnął ręce. Nie
śmiał przeszkadzać największym demonom piekieł, ale ile by dał,
żeby któremuś z nich dać popalić...
-
Możliwie, ale zwróćmy tez uwagę na to, że posiadamy o wiele
większą moc niż on, więc pracujemy za pięciu, każdy z osobna...
- Co
sugerujesz, Lucyferze?
-
Wyszkolenie kilku chłystków na pomocników chyba nie byłoby dla
niego takie trudne, nie sądzicie?
-
Nigdy! - dał się słyszeć głos, który najprawdopodobniej należał
do Szatana. - Nie pozwolę na więcej ludzi w piekle! Już wystarczy
nam ten kretyn James i...
- Nie
tobie jest o tym decydować – odrzekł równie głośno Lucyfer. -
Ale dobrze, my nie musimy szukać...
Tuż
po tym zdaniu Bankuk popędził do swojego siedliska. Wiedział już
co mógł zrobić. Nie odpuści tak łatwo, to nie w jego stylu.
Pokaże wszystkim z siedmiu głównych demonów, że należy mu się
jak najbardziej wstąpić do ich grona. Pokaże, na pewno...
Gdy
znalazł się w ciemnej kryjówce, rozejrzał po jej ''ścianach''.
Jamesa jeszcze nie było... Powinien już dawno się tu pojawić.
Nawet jeszcze nie jest demonem, a już wałęsa się i puszy, prawie
jak Lucyfer! Ale nie to teraz było prawdziwym problemem Bankuka,
który po chwili usłyszał głośne wynurzenie się z bagna, które
znajdowało się tuż za nim.
Z
obrzydliwej mazi wyszedł nie kto inny, jak James. Miał na sobie
ubrania takie, jakie nosił każdy normalny człowiek, w końcu
musiał póki co wmieszać się w ich tłum. Jego oczy były prawie
całkowicie czarne, co oznaczało, że jego dusza niedługo zostanie
stracona na zawsze. Właśnie tak z niektórych ludzi, rodziły się
demony. Bankuk spojrzał na mężczyznę z obrzydzeniem.
-
Gdzie tak długo? - syknął mrużąc oczy.
-
Twoja misja była w centrum miasta i prawie nie zostałem zauważony
– odrzekł otrzepując się z resztek smoły James.
Demon
nie ruszając spojrzał na bagno za nim, po czym to zaczęło oplatać
się wokół nóg człowieka. Zszokowany spojrzał w dół, próbując
się wyrwać. W pewnym momencie maź zastygła i stała się twarda
jak skała. Bankuk zbliżył się do Jamesa, po czym wypowiedział
jadowicie:
- Nie
zapominaj, gdzie jest twoje miejsce i okazuj mi należyty szacunek –
po chwili pstryknął palcami, a bagno rozsypało się i spadło z
nóg człowieka. - Będziesz miał zadanie – odezwał się za
chwilę. - Niedługo zostanie tu przyprowadzona dwójka, a może
trójka ludzi. Oni także będą mieli stać się demonami, jak ty.
Przez następne dwa miesiące będziesz ich uczył wszystkiego, co
sam umiesz, z moją pomocą i tym razem... - powiedział, zbliżając
się do chłopaka i łapiąc go za głowę. - Nie sprawiaj kłopotu,
jak ostatnio.
* * *
I to już koniec kolejnej części pierwszego rozdziału naszej historii, na sam koniec wstawiam wam obrazek Lucyfera, dla pobudzenia wyobraźni. Do następnego razu i dziękuję za uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz