piątek, 26 lipca 2013

Kolejny rozdział, czyli przerażony Drake i wkurzona Rosie.

Witam ponownie i już na samym wstępie, chciałabym przeprosić za dwie rzeczy. Po pierwsze: te okropne literówki, które jakimś cudem mimo sprawdzenia i tak wkradały mi się we wcześniejsze wpisy, jak chicho, czy mówki. Po drugie: za tak dużą przerwę, w napisaniu następnego posta. To przez brak weny, podobnie jak czasu (miałam sporo innych, nie mówię, że ważniejszych, zajęć). Ale jestem ponownie i chciałabym gorąco podziękować ludziom, którzy albo czytają, ale kiedykolwiek przeczytają coś z tego bloga. Dziękuję, to tyle :)


ROZDZIAŁ DRUGI: U wrót piekła cz. I

Rosalia z wielkim trudem otworzyła zmęczone oczy. Gdy tylko wykonała tą czynność, z przerażeniem stwierdziła, że jest to niemożliwe. Przecież jeszcze przed chwilą jej gardło rozdrapywało ogromne bydlę, nieupilnowane przez tłumokowatego właściciela sklepu. Gdy dziewczyna z trudem zrozumiała, że jest w stanie oddychać, jej ręce prędko powędrowały do krtani, po czym spojrzała na nie. Nie zauważyła ani kropli krwi. O co tu do cholery chodziło...? Gdy na Rosalię spadła nowa fala przerażenia, poderwała się z miejsca, na którym właśnie leżała. Zachwiała się niekontrolowanie i o mało co nie upadła, gdy rozejrzała się naokoło.
- Gdzie ja jestem... - wyszeptała sama do siebie, z szeroko otwartymi oczami i zszokowaną miną.
Właśnie znajdowała się pośrodku jakiegoś wyjątkowo jasnego pomieszczenia. Nie było w nim kompletnie nic. Białe podłoże i wszystko co otaczało rudą dziewczynę było całkowicie puste i w pewien sposób niezwykle przytłaczające. Rosalia obejrzała się we wszystkie strony, a gdy upewniła się, że naprawdę znajduje się w kompletnie pustym miejscu, ruszyła przed siebie. Nie była specjalnie ciekawska, ale jeśli miała do wyboru bezproduktywne sterczenie w miejscu lub próbę wyjścia z tak niekomfortowej sytuacji, to zdecydowanie wolała to drugie.
Gdy tylko przestąpiła z nogi na nogę, tuż za sobą usłyszała cichy jęk przerażenia. Odwróciła się w tamtą stronę i mocno zmrużyła oczy. Nie miała zamiaru nikomu pomagać, a w życiu! Ale jeżeli była tam osoba, która mogła pomóc jej, to... może warto było spróbować?
Szybkim krokiem ruszyła w stronę dźwięków, nadal mrużąc oczy i z niezadowoloną miną rozglądając się dookoła. A co, jeśli trafi na jakiegoś bachora albo starą kobietę i będzie zmuszona okazać im wsparcie? Przecież to ona nie wie gdzie się znajduje, a potem nie ma zamiaru kogoś niańczyć! Jej obawy spełniły się w pewnym tego słowa znaczeniu, gdy ujrzała przed sobą jakiegoś chłopaka. Młody blondyn, o rozczochranych włosach, wielkich oczach i przerażonej minie, siedział skulony na białym podłożu, z rękami ściskającymi skulone nogi. Rosalia tylko przewróciła oczami, bardzo zrezygnowana jego postawą. Mimo wszystko postanowiła zbliżyć się do chłopaka.
Blondyn tylko mruczał coś pod nosem, a gdy ujrzał przed sobą dziewczynę, odskoczył do tyłu i wrzasnął.
- Jesteś jedną z nich?! - wyszeptał, osuwając się z powrotem na ziemię i wbijając wzrok w zdziwioną twarz Rosalii. - Jeżeli tak, to błagam, zostaw mnie w spokoju, zostaw mnie w spokoju! - wrzasnął, łapiąc się za głowę i zamykając mocno oczy.
Dziewczyna z lekko rozchylonymi ustami powiedziała drżącym głosem to, co było dla niej najważniejsze:
- Z jakich "nich"? Ktoś jeszcze tu jest? - rzekła, po czym rozejrzała się dookoła, w nadziei na zobaczenie kogoś.
Niestety tak się nie stało. Nadal znajdowała się sama, nie licząc tego knypka, który teraz spojrzał na nią  z pewną ulgą. Nie była jednym z tych... stworów. Drake nie wiedział jak nazwać owe widma, które nagle pojawiły się przed nim w jakiejś czarnej komorze i szeptały... Szeptały same przerażające rzeczy, które nadal dudniły mu w głowie. Gdy natomiast zjawy przestały się nad nim pastwić, znalazł się tutaj. To wszystko, co do tej pory pamiętał. Drake podniósł się, po czym rozedrganym głosem zwrócił się do dziewczyny:
- Ty... Ty też nie wiesz, gdzie jesteśmy?
Rosalia potwierdziła tylko nieznacznym przytaknięciem, po czym ze zmarszczonym czołem zauważyła jak głupio się wcześniej zachowała zwracając się do nieznajomego kolesia, który mógł być jakimś psychopatą (tak, teraz nie myślała logicznie, nie dało się) i rzekła:
- W sumie, kim ty niby jesteś? - mówiąc to odsunęła się lekko od Drake'a, z nieufną miną.
- Ja... - zaczął chłopak. - W sumie sam też nie się nad tym zastanawiałem... Nic... Nic nie pamiętam, tylko ciemne pomieszczenie, szepty, a teraz to - dodał pokazując ręką gdzieś przed siebie.
Rosalia ponownie rozejrzała się dookoła. Nie wiedziała o jakie szepty chłopakowi chodziło, a ta ciemność? Przecież ty było niemożliwie jasno! Ale jedno było pewne: ten koleś nie wiedział gdzie są, podobnie jak ona i raczej nie stwarzał nawet minimalnego zagrożenia. Ponownie odezwała się, ale ciszej, jakby pojąc się, że jest na jakimś podsłuchu.
- Od jak dawna tu jest?
Drake podrapał się po szyi i nadal z szokowaną miną odrzekł powoli:
- A bo ja wiem... Nie mam ani zegarka, ani telefonu, nie widać tu dnia ani nocy... Może jakieś kilka, kilkanaście godzin - zdecydował się wreszcie.
Rosalia spojrzała na niego ostatni raz, po czym ruszyła przed siebie. Chłopak wytrzeszczył oczy, po czym jękną za nią najgłośniej i najrozpaczliwiej jak umiał:
- Gdzie ty idziesz?!
Rosalia nie zatrzymując się i ze zdecydowaną miną odrzekła wystarczająco głośno, by chłopak mógł ją usłyszeć:
- Chcę poszukać jakiegoś wyjścia. Możesz tu zostać sam lub mi pomóc, rób jak ci się podoba.
Drake rzucił się w dziką pogoń za rudą dziewczyną, po czym tuz przy niej przewrócił się, zaplątując we własne nogi. Oczywiście upadł na Rosalię, co dziewczyna skwitowała głośnym i niezadowolonym prychnięciem. Rzuciła jakiś tekst o tym, że nie mógł sobie wybrać na bycie łamagą lepszej chwili, po czym podniosła się, gdy chłopak zdecydował się zniej zejść. Szli razem przez jakiś czas w milczeniu, ciągle przed siebie (a przynajmniej tak im się wydawało). Nie widzieli nic w oddali, ale starali się nie zbaczać z kursu. Po chwili Drake zaczął się wypytywać o to, jak dziewczyna trafiła w takie miejsce. Rosalia nakłamła, że jedyne co pamięta, to czerwoan plama i na tym koniec. Nie miała zamiaru opowiadać chłopakowi o tym, że jest złodziejką, której gardło rozdrapał pies. Jeszcze by się przestraszył i uciekł, a tera nawet pomoc takiego smarkacza jak on była potrzebna.
Gdy minęło juz sporo czasu, Rosalia usłyszała cichy chrzęst, odwróciła się szybko, ale niczego nie zauważyła, oprócz Drake'a łapiącego się za głowę, któremu po całej twarzy ciekły strugi potu.
- Co ci jest? - zapytała się niepewnie, lekką kucając przy chłopaku.
- Znowu je słychać... - wyszeptał z trudnością, coraz mocniej ściskając się za głowę. - Te szepty są...
Nagle otworzył usta w niemym okrzyku przerażenia patrząc na coś, co znajdowało się za Rosalią, dziewczyna nie zauważyła tego i ze zdenerwowaniem powiedziała chłopakowi, żeby się uspokoił. Ten tylko uniósł ledwo co rękę i niewyraźnie wskazał na COŚ za dziewczyną. Wtedy ruda usłyszała dziwny warkot, jakby ktoś oddychał, mając zdarte gardło. Odwróciła się gwałtownie, a tuż za sobą ujrzała... chłopaka. To był zwykły chłopak, ale wyglądał na bardziej pojętnego i normalniejszego, niż Drake.
- Znowu odstawiasz jakąś szopkę? Przecież to zwykły człowiek! - warknęła Rosalia, podnosząc blondyna z podłogi, który mimo wszsytko wciąż się opierał i wrzeszczał:
- Jaki człowiek?! Spójrz na niego!
Rosalia ponownie spojrzała na mężczyznę, który nie tracił poważnej i kamiennej miny, podczas tego całego przedstawienia. Miał lekko opaloną skórę i niezwykle czarne oczy, prawie tak ciemne, jak jego krótkie włosy. Ani razu nie przestawał patrzeć na Drake'a, aż w końcu beznamiętnie odrzekł:
- Uspokój się, nie zrobię ci tego co pomniejsi wysłannicy Bankuka - po czym zwrócił się do Rosalii, która przez chwilę pomyślała, że ten brunet naprawdę może się jej przydać. - A ty? Nie wiem ile można na ciebie czekać, ale następnym razem miło by było, gdybyś trochę szybciej robiła rozeznanie w terenie.
Rosalia spojrzała na niego z wściekłością, podczas gdy Drake nadal z przerażoną miną nie zwracał na nich uwagi i znów zaczął coś szeptać. Dziewczyna gwałtownie puściła Drake'a którego jeszcze przed chwilą ściskała za ramię.
- Czyś ty oszalał? - odezwała się wreszcie drżącym od furii głosem. - A gdzie my w ogóle do cholery jesteśmy, że zachowujesz się, jakbyś był nie wiadomo kim?!
Chłopak tylko uśmiechnął się lodowato, po czym odrzekł, ruszając przed siebie:
- Kimś, kto może pomóc wam w wydostaniu się z tego miejsca. Oczywiście, jeżeli zrobicie to, co się wam każe.
Rosalia patrzyła na oddalającą się postać, z zamiarem wybicia jej zębów. Przygryzła tylko język i z całych sił ścisnęła pięści, po czym poszła w zupełnie innym kierunku. Drake przestał słyszeć szepty i teraz lekko zdziwiony zapytał się Rosali, w prostej linii stojąc pomiędzy nią a chłopakiem z czarnymi oczami:
- Gdzie ty idziesz?
Brunet automatycznie się odwrócił z miną, jakby miał zadać dosłownie to samo pytanie.
- Sama znajdę wyjście i nie potrzebuję takich nadętych kretynów jak on do pomocy.
Chłopak który raz patrzył na Rosalię, a raz na Drake'a, już otwierał usta by coś powiedzieć pełnym wsciekłości głosem, jednakże nagle tuż za nim pojawił się długi język ognia, który jednym zwinnym ruchem porwał przerazonego i oniemiałego Drake'a, podobnie jak zszokowaną, ale wściekłą i miotająca się Rosalię. Chłopak, który został sam pośrodku (jeżeli był w tym miejscu jakiś środek) pomieszczenia, tylko spojrzał w górę z miną cierpiętnika, po czym sam ruszył przed siebie, wiedząc, że będzie miał kłopoty i to spore...

* * *

No i tym razem to koniec pierwszej części drugiego rozdziału. Jeżeli ktoś tu czasami zagląda, to mam nadzieje, że się podobało i dziękuję za uwagę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz