niedziela, 14 lipca 2013

I znów odrobinę mniej fantasy

ROZDZIAŁ PIERWSZY: Początek kłopotów cz. III


Rosalia właśnie stała oparta, o jedną ze ścian niewielkiego kiosku, do którego przychodziła regularnie, gdy miała coś ukraść. Niestety w tym momencie właśnie znajdowały się tam jakieś dwie staruszki, narzekające na pogodę, cenę papieru toaletowego, oraz tysiące innych, kompletnie nikogo nie obchodzących rzeczy. I mimo, iż Rosalia właśnie paliła papierosa, co zazwyczaj ją uspokajało, tym razem była bardziej zdenerwowana niż zazwyczaj. Stała oparta o jeden z rowerów, przyczepionych do metalowych słupków i co jakiś czas sypała na jego siodełko pył z papierosa lub po prostu wciskała w siedzenie końcówkę peta. Za jakiś czas miał przyjechać jej pociąg do innego miasta, a ona potrzebowała na tą okazję sporą ilość prowiantu (pieniądze udało jej się zabrać na mieście, od jakiegoś emeryta, który nieopatrznie zostawił portwel na ławce). Dziewczyna miała sporo szczęścia, ponieważ w małym sklepiku, o którego ścianę właśnie się opierała, nie było kamer. Zazwyczaj zabierała to, czego było dużo, więc nie dało się zauważyć braków. Czasami wygodnie było też coś kraść w tłoku, kiedy nikt nie zwarcał na nikogo uwagi, ale w jej przypadku, tłum ludzi wcale nie odwracał uwagi, od jej osoby.
Pierwsze co rzucało się w oczy przechodniów, były jej płomienisto-rude włosy. Dziewczyna miała teraz dwadzieścia siedem lat i byłaby naprawdę ładna, gdyby nie wiecznie podbite oczy, niechlujny wygląd i (choć nie było to cechą jej wyglądu zewnętrznego) wieczny odór papierosów, albo jakiegoś trunku alkocholo-podobnego. Dziewczyna właśnie wypaliła całego papierosa i rzuciła go pod buta,. po czym zgniotła z impetem. Jeszcze raz przypomniała sobie w głowie "Listę potrzebnych na dziś zakupów", akurat w chwili, gdy dwie staruszki otworzyły drzwi z jakąś gazetą.
- Coś podobnego! - zapiała ta w różowym bereciku. - Dwudziestopięcio latek zaćpał się na śmierć w domu swoich znajomych!
- Czego to ludzie nie wymyślą! - powiedziała druga, z niezwykle dramatycznym tonem.
Rosalia obrzuciła je tylko spojrzeniem pełnym odrazy. Nie ma to jak plotkować przez cały dzień o życiu innych, zamiast zająć się swoim.
Dziewczyna szybko otworzyła drzwi, a za ladą zobaczyła tego samego co zawsze sprzedawcę, z krzaczastymi brwiami, sporymi wąsami i dużym brzuchem. Właśnie przeglądał jakąs gazetę i tylko rzucił okiem na nową klientkę. Po chwili spojrzał na zegarek. Tak jak wykalkulowała wcześniej Rosalia, miał teraz porę lunchu. Ogólnie rzecz biorąc kiosk był całkiem przytulny; dużo różnych półek, jedna lodówka, lada rozciągająca się tak, że dało się za nią wejść tylko przez tył sklepu lub wchodząc i wychodząc z zaplecza po prawej stronie. Zawsze pachniało tu świeżym mięsem, którego w sklepie było całkiem sporo, pomimo, iż nie był to mięsny. Rosalia zaczęła się przyglądać trunkom, po czym usłyszała głos mężczyzny.
- Kupujesz coś konkretnego? - zapytał się trochę nieuprzejmie.
- Nie - odparła sucho dziewczyna. - Muszę się jeszcze chwilę zastanowić.
- W takim razie - powiedział gruby mężczyzna wstając ze stołka za ladą. - Ja wracam za jakieś pięć minut - po czym (czego na nieszczęście Rosalia nie zauważyła, udając, że ogląda produkty) podrapał za uchem dużego owczarka niemieckiego, zakupionego kilka dni wcześniej. Uznał, że chyba ubyło mu kilka bułek i paczek z chipsami, dlatego tez pomyślał, że w chwilach kiedy będzie na kilka minut opuszczał sklep, pies będzie wszystkiego pilnował. Mało inteligentne, ale na kamerę nie było go stać.
Dziewczyna tylko mruknęła na znak, że nie ma sprawy, po czym zaczekała, aż usłyszy szczęk drzwi od zaplecza. Gdy tak się stało, automatycznie poderwała i się i podeszła do lodówki z napojami. Chwyciła niewielkie piwo, któtego został jeszcze co najmniej tuzin, po czym zabrała się do dalszej kradzieży. W pośpiechu chwyciła jeszcze bochen chleba, jakąś kiełbasę i jabłko, a gdy już miała odchodzić, tęsknie spojrzała na ladę. Tuż pod nią, znajdowała się szklana gablotka z papierosami, które właśnie się jej skończyła.
Jeszcze raz wytężyła słuch, bojąc się o przyjście sprzedawcy, po czym popędziła do lady. Już wyciągała rękę, by sięgnąć po ulubione opakowanie tytoniu, kiedy nagle usłyszała głośne warknięcie. Przerażona pomyślała tylko: "Załatwił sobie psa!", po czym upadła na ziemię, pod ciężarem ogromnego bydlaka, który przeskoczył nad kasą fiskalną i wylądował na niej. Chwilę później w całym pomieszczeniu dały się słyszeć tylko pełne zgrozy, wrzaski o pomoc, które niedługo zostały zduszone, przez lejącą się krew. Niestety sprzedawca pojawił się za późno, tuż po tym, gdy jego nowy pies rozdrapał całe gardło dziewczyny, zostawiając na jego miejscu tylko mocno rubinową plamę, krzepnącą z każdą minutą coraz bardziej. Rosalia jeszcze tylko przez chwilę widziała przerażonego sprzedawce, wielkiego psa i sufit, po chwili jednak, wszystko zaczęło się zamieniać w szarą plamę. Dziewczynie opadły ciężko powieki i nadal czując ucisk w gardle przestała oddychać. Dopiero teraz cały ból zniknął, by dać miejsce wszechogarniającej nicości.
Po kilku minutach nie czuła już niczego, dlatego też nie zwróciła jakiejkolwiek uwagi na gromadę policjantów i sanitariuszy, którzy i tak nie mogli jej pomóc. Gdyby tylko nie sięgnęła po te papierosy.

* * *

I na dzisiaj będzie to całkowicie tyle! W tym momencie zamykam pierwszy rozdział, by niedługo zacząć opisywać nową część opowiadania. Jeżeli ktokolwiek zagląda na tego bloga, proszę o komentarze (choć nie jestem nastawiona na zbyt wiele). Dziękuję za uwagę i do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz